11 października 2011

Samsara, czyli nieustanne wędrowanie


Samsara to przyjemna lektura. Lekka, zabawna, bezpretensjonalna - dobra na wakacje. Przyznaję jednak, że spodziewałam się po niej czegoś innego niż otrzymałam. Po niesamowicie entuzjastycznych recenzjach (przytoczonych tu) oczekiwałam trochę reportażu, a trochę traktatu o filozofiach i religiach Wschodu. Tymczasem, jest to po prostu kolejna relacja z podróży. Głównymi bohaterami opowieści są Autor i jego towarzysze - nie tubylcy. Michniewicz opisuje przygody przeżyte podczas wycieczki do Azji, okraszając relację mnóstwem anegdot, dygresjami z poprzednich podróży, ciekawostkami, odrobiną informacji o kulturze i obyczajach.

Czyta się to (a w moim przypadku słucha) znakomicie. Autor ma lekkie pióro i duże poczucie humoru (i potrafi się śmiać z samego siebie, chociaż czasem zwycięża postawa "ja - wielki podróżnik"). Widać, że uwielbia być w drodze i doskonale czuje się w Azji. Zgrabnie opisuje swoje perypetie - przygoda to może za duże słowo, choć parę tych też się trafiło. Słuchając, mogłam się choć przez chwilę poczuć, jakbym siedziała na dachu autobusu (od ośmiu godzin, cała zakurzona, w prażącym słońcu i tłoku, podczas gdy kierowca właśnie bierze ostry wiraż nad przepaścią) i beztrosko jechała w nieznane.

Jeżeli jednak ktoś szuka źródła wiedzy, to może się na Samsarze zawieść.  Ja byłam rozczarowana, kiedy w części o Indiach znalazłam te same informacje, co w Jadę sobie Filipczak i Moich Indiach Kreta (przy czym Jadę sobie zdecydowania dostarczyło mi najwięcej wiedzy). Nigdy w Indiach nie byłam, a kraj "spory", więc miałam nadzieję, że jednak dowiem się czegoś nowego. Na szczęście podroż Michniewicza okazała się zakrojona bardzo szeroko - poza Indiami odwiedził także Nepal (tam zaczęła się cała podróż), Laos, Tajlandię, Malezję, Wietnam... Wszystkich nie pamiętam, a audiobooka nie da się przekartkować ;) Dzięki temu trochę nowej wiedzy udało mi się uzyskać, bo o tych krajach wiem niewiele.

Parę rzeczy skrzętnie wynotowałam sobie w pamięci. Mianowicie, gdyby kiedyś zagroziła mi podróż do Azji, będę pamiętać, żeby nigdy-przenigdy nie jechać na słoniu i nie wspierać tego bestialskiego procederu (z trudem wybaczyłam przy tym fragmencie Autorowi jego brak reakcji poza wewnętrznym zżymaniem się). Na pewno nie zjem płetwy rekina (mało prawdopodobne, nawet gdybym nie dowiedziała się z książki, jak się ją zdobywa). No i nie będę próbować spontanicznie żywić się w chińskich restauracjach...

Podsumowując, dla rozrywki polecam, sama chętnie przeczytam kolejną relację Michniewicza. Żądnych zaawansowanej wiedzy i głębszej analizy uprzedzam, że to nie ten typ literatury. Książka przyda się za to osobom mającym chęć na "backpackerską" wyprawę. Michniewicz może nie udziela wprost zbyt wielu porad, ale z jego doświadczeń można wyciągnąć wnioski dla siebie. Na końcu zamieszcza zaś dodatek, za który jestem mu bardzo wdzięczna, przedstawiający mroczny wpływ turystyki na Azję. Dobrze, żeby entuzjaści podróży mieli świadomość skutków ubocznych swoich wesołych wypraw.

Bardzo podobał mi się audiobook - naprawdę świetnie przeczytany przez Macieja Orłowskiego (czułam się, jakby sam podróżnik opowiadał o swoich przygodach) i ilustrowany fragmentami autentycznych muzycznych nagrań z podróży (rewelacja). Na oficjalnej stronie książki zamieszczone są bardzo ładne zdjęcia ilustrujące podróż.

Tomek Michniewicz

5 komentarzy:

  1. Też niedługo posłucham o drogach, których nie ma; na razie słucham "Gaumardżos. Opowieści z Gruzji".
    Kiedy piszesz o lekkim piórze i poczuciu humoru autora, przypominam sobie "Bezsenność w Tokio" Bruczkowskiego;
    czytałam zarówno "Jadę sobie", jak i "Moje Indie" - obie książki z przyjemnością, więc myślę, że na "Samsarze..." się nie zawiodę; tym bardziej, że nie zależy mi na zdobyciu informacji na temat Indii, oczekuję raczej luźnej, ciekawej opowieści podróżnika - człowieka w drodze.
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kultur-alnie - ja też słucham Gaumardżos :) Niestety, po świetnie przeczytanej Samsarze straszliwie denerwują mnie czytający Mellerowie. Nie jestem zwolenniczka pomysłu, żeby Autor czytał własne książki. Autor ma wiele do powiedzenia, ale niekoniecznie musi być dobrym lektorem. Marcin Meller czyta strasznie (moim zdaniem), jego żona lepiej, ale dziwnie brzmi czytając fragmenty napisane przez Marcina, a więc z męskimi końcówkami - poszedłem, zobaczyłem... Treść za to bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że wróciłaś na dobre :)
    Czyżby przerwa pomogła uporządkować myśli i refleksje związane z literaturom?
    Raczej nie sięgnę po wyżej opisaną pozycję, gdyż do pozycji podróżniczych podchodzę bardzo sceptycznie.
    Z polskich pisarzy zaczytywałam się jedynie w Martynie Wojciechowskiej i Cejrowskim, reszta dość mocno mnie rozczarowała :]

    OdpowiedzUsuń
  4. Marcinowi faktycznie "nie idzie", może dlatego większość rozdziałów czyta Ania;
    Słucham z przyjemnością, choć, po tylu pozytywnych recenzjach blogowiczów, spodziewałam się czegoś lepszego, ciekawszego...

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedronka - przerwa zrobiła mi bardzo dobrze. Udało mi się pokonać zastój czytelniczy, a do tego bardzo mocno odczułam, że potrzebuję miejsca, w którym będę mogła pisać o wrażeniach z lektury. Więc chyba na razie zostanę :)
    Ja akurat Martynę Wojciechowską znam tylko z tv, a Cejrowski mnie koszmarnie irytuje (też w tv), więc mnie odpycha od jego książek. Chociaż kiedyś zaczęłam słuchać jego Gringo wśród dzikich plemion i przyznaję, że słuchało się ciekawie. Aż nie wiem, dlaczego przerwałam.

    Kultur-alnie - ja czytałam artykuł na podstawie tej książki, chyba w dodatku do Polityki, i też po nim spodziewałam się, że książka będzie bardziej skupiała się na kraju niż na Autorach. Niemniej Gruzja ogromnie mi się spodobała i jestem wdzięczna Mellerom za mnie z nią poznali.

    OdpowiedzUsuń

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...